Niejednokrotnie
już przekonałam się, że planowanie przyszłych zdarzeń z efemerydami w ręku pokazuje
nam – i to w bardzo przewrotny sposób – że istnieją ograniczenia w praktycznym
korzystaniu z zasad astrologii elekcyjnej – ważnego działu astrologii
klasycznej. Paradoksalnie jednak kłopoty te potwierdzają jedynie działanie
samej astrologii w oparciu o jej podstawową zasadę, tj. zasadę synchronii.
Przypomnę, że reguły
astrologii elekcyjnej służą wyznaczaniu najlepszej daty i godziny ważnego dla
nas wydarzenia. Oczywiście z założenia musi to być takie wydarzenie, na którego
datę i godzinę w ogóle mamy jakiś realny wpływ. Oznacza to, że w zależności od
wskazówek uzyskanych od astrologa można go ewentualnie przyspieszyć bądź opóźnić,
czasami znacznie nawet przesuwając jego termin lub chociaż godzinę rozpoczęcia.
W praktyce elekcje najczęściej wykonuje na moment zawarcia małżeństwa,
zarejestrowanie działalności gospodarczej, podpisanie ważnej umowy, udostępnienie jakiegoś
miejsca (np. restauracji, galerii sztuki) dla gości itp.
Bywa tak, że
nad wyborem właściwej daty i godziny my astrologowie głowimy się dobrych kilka
dni. Każdy, kto korzystał z astrologii elekcyjnej wie, jak trudno jest „ustawić”
planety we właściwej konfiguracji – jeśli nie w idealnej, to przynajmniej
takiej, która jest wyjściem kompromisowym, a niekiedy wręcz zgodą na „mniejsze
zło”. Bo terminy naglą, a planety jak na złość nie chcą wyjść z retrogradacji.
Albo jeśli w najbliższy czwartek Księżyc utworzy bajeczny trygon z Jowiszem, to
sielankę zakłóca Saturn znajdujący się niebezpiecznie blisko Wenus. A co, jeśli
najpiękniejsze układy małżeńskie
przypadają akurat na ... godzinę 2 w nocy? Przecież żaden urzędnik nie posłucha
rad astrologa i nie udzieli nam ślubu w poniedziałek nad ranem.
Jednak najbardziej
przykra sytuacja ma miejsce wtedy, gdy trud włożony w przygotowanie horoskopu
elekcyjnego okazuje się trudem daremnym. W tym miejscu przypomina się moja
własna historia. Przed jedną z moich pierwszych sesji astrologicznych
postanowiłam umówić klientkę na taką datę i godzinę, która zapewniłaby miły i
bezproblemowy przebieg konsultacji. Na niewiele to się zdało, gdyż klientka po
prostu nie pojawiła się o wyznaczonej porze, ponieważ była święcie przekonana,
że umówiła się ze mną ... na dzień następny. Spotkałyśmy się oczywiście nazajutrz,
lecz w międzyczasie Księżyc zmienił znak. Nawet upragniony ascendent okazał się
nie do utrzymania, gdyż będąc już w drodze, klientka zadzwoniła do mnie z
informacją, że ma problem z dojazdem i spóźni się ok. 20 minut. Sesji
patronował więc zupełnie inny horoskop – taki, którego jako astrolog wcale nie
wybierałam.
Wydawać by się mogło, że życie sobie, a
astrologia sobie. Tymczasem to nie do końca prawda. Sytuacja taka pokazuje
jedynie, że kosmos wie najlepiej, kiedy ma mieć miejsce każde wydarzenie. I
wtedy życie szkicuje dla niego najlepszy i wyśmienicie działający horoskop – to
znaczy taki, który znakomicie odzwierciedla naturę zdarzenia i wszystkie
związane z nim okoliczności. To samo dzieje się przecież w momencie naszych
narodzin – rzec by można, urodziliśmy się w najwłaściwszym dla nas czasie,
czyli w takim, w którym układ planet najwierniej odtwarzał naszą osobowość i
dostrojenie do kosmicznego rytmu.
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Dziękuję, że jesteś! Bardzo chętnie poznam Twoje zdanie, ale jako administrator strony zastrzegam sobie prawo do usuwania wszelkich obraźliwych i niezgodnych z prawem wypowiedzi.