Aspekty planet |
⏩ odległość 0 stopni =
koniunkcja (orba do 7, rzadziej do 8 stopni )
⏩ odległość 30 stopni = półsekstyl (orba 1-2 stopnie)
⏩ odległość 60 stopni = sekstyl
(orba do 4 stopni)
⏩ odległość 90 stopni = kwadratura
( orba do 7 stopni)
⏩ odległość 120 stopni = trygon (orba do 7 stopni)
⏩ odległość 150 stopni = kwinkunks (orba 1-2 stopnie)
⏩ odległość 180 stopni = opozycja (orba do 7 stopni)
Na początku lat 90-tych, gdy zaczynałam uczyć się
astrologii, rządził niepodzielnie nurt humanistyczny, zaś poszukiwanie aspektów
utożsamiane było z prostą kalkulacją według powyższego wzorca. Przyznaję, że
znacznie ułatwiało to sprawę: na przykład Słońce w 10stopniu 16’ Wodnika, a Księżyc
w 16 stopniu 59’ Byka – jest kwadratura, ale już gdy Merkury był w 18 stopniu 5’ Bliźniąt, zaś Jowisz w 25
stopniu 36’ Wagi – trygon nie zachodził.
Trzeba dodać, że w epoce przedkomputerowej mocno
wpisywało się w praktykę astrologiczną, gdyż sporządzenie horoskopu równało się
pracy obliczeniowej z kalkulatorem i tablicami logarytmicznymi w ręku. Tak więc wykonanie kilku więcej operacji
matematycznych, by następnie odręcznie wpisać
do narysowanej wcześniej tabelki symbol odpowiedniego aspektu, miało
niewątpliwie swój urok.
Co prawda zdarzało się, że zachodziłam w głowę, jak
działać może na przykład aspekt opozycji, który wykryłam u mojej koleżanki
pomiędzy Księżycem leżącym na 29 stopniu Skorpiona a Jowiszem znajdującym się w
0 stopniu Bliźniąt, gdyż relacje między znakiem
Skropiona i Bliźniąt w jej horoskopie nijak nie wskazywały na konflikt typu przyciąganie-odpychanie typowy
dla opozycji, ale „aspekt przecież zachodził” i kropka. Astrologia współczesna
wciąż miała się dobrze i szybko rozwiewała tego rodzaju wątpliwości. W takich
sytuacjach z pomocą przychodziły na przykład kolejne podręczniki astrologiczne
piszące o „kwadraturach mających naturę trygonu” bądź o „opozycjach o
właściwościach kwinkunksu” (takiż wykryłam właśnie w horoskopie tej koleżanki).
Tak więc jeszcze kilka lat temu byłam
zdeterminowana, by bronić tezy, że mój Księżyc leżący na 24 stopniu Strzelca tworzy
siedmiostopniowy trygon z Marsem znajdującym się w 1 stopniu Panny. Dziś
całkowicie odeszłam od tego przekonania.
Renesans astrologii klasycznej, z którym mamy
obecnie do czynienia, gruntowanie zmienił moje podejście do aspektów. To między innymi
dzięki książce Johna Frawleya pt.
„Astrologia rzeczywista” – nota bene
moim zdaniem w niektórych miejscach dosyć kontrowersyjnej – nareszcie
zrozumiałam, czym jest aspekt! Choć
nadal nie należę do fanów nurtu
tradycyjnego w astrologii, dotarło do mnie, że kierując się wskazówkami z
podręczników wykładających tzw. astrologię współczesną (czyli humanistyczną), w
tym temacie zwyczajnie błądziłam, a reguły obowiązujące w starożytności wydały mi
się znacznie logiczniejsze, a co najważniejsze – działające! Wtedy nadszedł
czas na odważną refleksję na tym, czym jest aspekt, kiedy zachodzi, jakie
aspekty w ogóle brać pod uwagę i oraz jakie orby stosować w astrologicznej
praktyce.
Czy i jaki
aspekt zachodzi?
Istnienie
aspektu bądź jego brak nie zawsze ma wiele wspólnego w rzeczywistą odległością
kątową dwóch obiektów, lecz wiąże się przede wszystkim z teorią żywiołów i jakości. Przy rozstrzyganiu tej kwestii biorę pod
uwagę nie tyle suche wyliczenia matematyczne, ale żywioły i jakości badanych obiektów - to one i zależności miedzy
nimi decydują o tym, czy oraz jakim aspektem mamy do czynienia. Rozumowanie to
obrazuje poniższa tabelka:
Żywioł i
jakość badanych obiektów
|
Ten sam
żywioł
|
Komplementarny
żywioł
|
Inny
żywioł
|
Ta sama
jakość
|
Koniunkcja
|
Opozycja
|
Kwadratura
|
Inna
jakość
|
Trygon
|
Sekstyl
|
Kwinkunks, półsekstyl
|
Z czego wynika takie podejście do sprawy i dlaczego jest ono
sensowniejsze niż wskazówki podawane przez podręczniki do astrologii
humanistycznej? Otóż:
1. Obiekty w tym samym bądź
pokrewnym żywiole (tj. woda i ziemia, ogień i powietrze) są do siebie mniej
lub bardziej podobne i dlatego działając, w sposób naturalny wspierają się
nawzajem. Stąd też ich współdziałanie w horoskopie będzie zawsze spójne i przybierać
może ono postać tylko tzw. aspektów harmonijnych. Co więcej to właśnie kompatybilność
żywiołów stanowi podstawę teorii, że
sekstyle, trygony, wiele koniunkcji, a nawet opozycje są aspektami konstruktywnymi,
mającymi w sobie potencjał zgodnej
współpracy. Obiekty będące w tym samym
bądź podobnym żywiole nigdy nie tworzą zatem kwadratury, półsekstylu czy
kwinkunksu, choćby nawet były oddalone od siebie o dokładnie 90, 30 czy 150
stopni.
2. Obiekty posadowione w
horoskopie w konfliktowych wobec siebie żywiołach (np. woda + ogień lub
powietrze, ziemia + ogień lub powietrze) mają zupełnie inną naturę i nie są w
stanie zgodnie współpracować, dlatego siłą rzeczy nie pomagają sobie i mogą
tworzyć wyłącznie nieharmonijne aspekty
(kwadraturę, kwinkunks, ewentualnie półsekstyl). Nigdy nie tworzą natomiast koniunkcji, sekstyli, trygonów czy opozycji.
3. Paradoksalnie obiekty mające
tę samą jakość (kardynalną, stałą kub zmienną) - niezależnie od pokrewieństwa żywiołu lub jego
braku – wykazują zadziwiającą skłonność
do wchodzenia ze sobą w konflikt. To tak jakby dublowanie się jakości powodowało
powstawanie swoistej mieszanki wybuchowej.
Typowym przykładem takiej sytuacji jest aspekt kwadratury. Dotyczy to także opozycji (która z racji
współpracy tworzących ją żywiołów jest aspektem potencjalnie bardziej harmonijnym,
zaś ze względu na tę samą jakość jednocześnie nieharmonijnym) oraz niektórych koniunkcji, w których to „zlanie się w
jedno” energii tego samego żywiołu i
jakości przynosi nieraz piorunujący efekt.
Powyższe ujęcie całkowicie rozwiązuje też problem
rzekomego istnienia „opozycji o naturze kwinkunksu”, jak np. u mojej koleżanki
z Księżycem pod koniec znaku Skorpiona ( woda jakości stałej) i Jowiszem na początku Bliźniąt ( powietrze
jakości zmiennej) – pomimo że obiekty te od siebie dzieli książkowe 181 stopni,
aspekt opozycji nie zachodzi. Podobnie rzekomy „trygon o naturze kwadratury”
pomiędzy moim Marsem w ziemskiej, zmiennej Pannie a Księżycem w ognistym, zmiennym
Strzelcu mógłby być co najwyżej kwadraturą.
Co z aspektami małymi ?
Przyznam, że nie jestem wnikliwym badaczem tzw.
aspektów małych. Zasadniczo biorę pod uwagę jedynie aspekty duże, tzw.
ptolemejskie. Wśród aspektów keplerowskich nieuwzględnianych w astrologii klasycznej interesuje mnie kwinkunks i ewentualnie
półsekstyl – oba przy zachowaniu bardzo ścisłej, bo właściwej jednostopniowej
orby ( z zastrzeżeniem punktu 3 dotyczącego orb).
Jakie orby stosować?
1. Moim zdaniem zdecydowanie warto powrócić do starożytnych korzeni
jeśli chodzi o szerokość orb. Astrologia współczesna spłycając teorię aspektów
do matematycznych kalkulacji, powiązała orby z typem aspektu. Tymczasem w astrologii
klasycznej orba uzależniona była od ciała niebieskiego, które tworzy aspekt, a
nie od tego, czy jest to koniunkcja, kwadratura czy też sekstyl! Co więcej astrologia humanistyczna przyznała aspektom (i
to tylko niektórym!) maksymalnie ośmiostopniową orbę, której należało się
trzymać z aptekarską niemal dokładnością. Nic więc dziwnego, że kiedyś
dziesięciostopniowa kwadratura wydawała mi się niedorzecznością, a dwunastopniowa
koniunkcja absolutnie nie mieściła się w głowie. Obecnie jednak z pokorą
przyjmuję rozwiązania zaproponowane przez antycznych astrologów i sama
praktykuję następujące podejście do orb:
⏩ aspekty do Słońca i Księżyca – orba do
ok. 12 stopni dla koniunkcji i do ok. 10 stopni dla pozostałych aspektów
⏩ aspekty do planet osobistych
i osi (do Merkurego, Wenus, Marsa, ASc, MC) – orba do ok. 8 stopni
⏩ aspekty do planet społecznych (do Jowisza i
Saturna) – orba do ok. 7 stopni
⏩ aspekty planet pokoleniowych
(do Urana, Neptuna, Plutona) – orba do ok. 5 stopni
2. Wyraz „około” tuż obok maksymalnego zakresu orby nie jest
przypadkowy. Po pierwsze dlatego że, jak mawiał Leszek Weres, jednak „astrologia to nie apteka, ani nie
piekarnia”. Po drugie dlatego, że orba to nie wydzielony odcinek „od –do” , ale
swoisty pas transmisyjny dla energii planetarnych. W miarę oddalania się od
siebie dwóch obiektów wymiana energetyczna zapewne powoli słabnie, ale trudno
uchwycić moment, w którym całkowicie ustaje. Poza tym, czy moment nastania
absolutnej ciszy i obojętności, która powstawałaby między oddalającymi się od
siebie aspektowanymi punktami tak naprawdę w ogóle istnieje? Nim dłużej zajmuję
się astrologią, tym mniej rygorystycznie podchodzę do wszelkich granic
dotyczących oddziaływań astrologicznych
(patrz punkt poniższy).
3. Bardzo przekonuje mnie teoria wywodząca się z astrologii klasycznej,
która mówi o tym, że tak naprawdę zachowanie
orby między obiektami wskazuje jedynie na zaistnienie szczególnie silnego
oddziaływania, które wcale nie kończy się tuż po jej przekroczeniu. Otóż
planety znajdujące się w tym samym znaku zodiaku w pewnym sensie zawsze będą ze sobą w czymś w rodzaju koniunkcji, gdyż
mają identyczny sposób działania, dzięki czemu chcąc nie chcąc wspierają się (lub
ze sobą rywalizują, dysponując podobnymi
narzędziami), nawet jeśli jedna z nich jest na 0 stopniu znaku, a druga aż na stopniu
29. Także Mars na 1 stopniu Byka zawsze tworzyłby trygon z Saturnem będącym w
29 stopniu Koziorożca (luźniutki, ale jednak), gdyż - jak mawiali starożytni –
planety wciąż „widzą się” i są do siebie przychylnie nastawione. Analogicznie
Wenus w 2 stopniu Barana nieuchronnie będzie w konflikcie znamionowanym przez
kwadraturę z każdym obiektem znajdującym
się w znaku Raka czy Koziorożca – tak lezącym na początku, jak i na końcu tych
znaków, ponieważ energie te są niezgodne i prędzej czy później zaczną sobie
przeszkadzać. Wreszcie relacje Wenus z
Wadze i Marsa w Rybach w czyimś horoskopie zawsze będą miały naturę kwinkunksu,
wywołując kwinkunksowe problemy. Uważam,
że podejście takie pozwala na szersze spojrzenie na każdy horoskop oraz na
traktowanie go bardziej całościowo.
Na końcu muszę się przyznać do swojej słabości w
konsekwentnym stosowaniu opisanych tu zasad. Otóż z wielkim trudem przychodzi
mi zastosowanie ich do … sekstylu. Tu duch astrologii humanistycznej, w którym
zostałam ukształtowana i który każe traktować sekstyl jako aspekt „nieco
mniejszy” trzyma się dobrze. Dla
sekstylu jak na razie niezmiennie przyjmuję orbę do … 4 stopni, niezależnie od tego, czy
mowa o Słońcu, Księżycu, czy o Plutonie.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe.
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)
OdpowiedzUsuńCzyli chyba nie mam opozycji Marsa do Jowisza. Mars u mnie jest w Wadze 14 stopień, a Jowisz w Baranie w stopniu 23. Jeszcze mi program wyliczył, że mam trygon Merkurego do Księżyca, a Merkurego mam w Skorpionie 1 stopień, a Księżyc 25 stopień Wodnika:)
OdpowiedzUsuńFaktycznie troszkę za dużo jak na opozycję, w którą nie jest zaangażowane Słońce ani Księżyc (wtedy margines tolerancji jest odrobinę szerszy). Co do pozostałych aspektów - takie są niestety rezultaty liczenia przez maszynę która patrzy tylko na liczby. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń