środa, 4 maja 2016

O egzaminie maturalnym astrologicznie



Saturn przemierzający znak Strzelca sprzyja krytycznemu spojrzeniu na cały system edukacji. Nie dziwi więc, że właśnie teraz rozwinęła się dyskusja wokół gimnazjów czy sześciolatków w szkołach. To nic, że Strzelec patronuje raczej tzw. „wyższej edukacji” i szkolnictwu akademickiemu. Bez solidnej wiedzy zdobywanej najpierw na poziomie podstawowym, a potem w szkole średniej nie ma przecież mowy o owocnym pobieraniu nauk na żadnym uniwersytecie. Saturn musi zatem zadbać o kontrolę jakości na każdym szczeblu systemu.

Tymczasem w maju 2015 - tuż przed ingresem Saturna w znak Strzelca – weszła w życie nowa formuła egzaminu maturalnego z języka polskiego. Niestety ta długo oczekiwana przez polonistów zmiana mocno nas rozczarowała. Szybko okazało się, że wymogi stawiane abiturientom niekoniecznie sprawdzają to, co powinny –  tj. umiejętność korzystania z ugruntowanej wiedzy polonistyczno - humanistycznej. Dlaczego wbrew podejściu ministerstwa edukacji wiedza potrzebna jest maturzyście na równi z umiejętnością jej spożytkowania oraz na czym polegają błędne założenia przeprowadzonej reformy łatwo wykazać, odwołując się do jak zawsze niezawodnej „królewskiej wiedzy”.

Gdy mowa o nauce i edukacji warto przypomnieć, że w systemie astrologicznym istnieją 4 planety odpowiedzialne za zarządzanie informacją, gromadzenie i wykorzystywanie wiedzy. Są to 3 planety mające władztwo w znakach jakości zmiennej – tj. Merkury, Jowisz, Neptun oraz Uran – nowy władca Wodnika. Wiedza na najbardziej podstawowym poziomie utożsamiana jest oczywiście z Merkurym. To on symbolizuje proces zdobywania tzw.„wiadomości bazowych” – czyli tych niezbędnych do sprawnego funkcjonowania w życiu codziennym (np. „jajko na miękko gotujemy 3 minuty”, a „do szkoły najszybciej można dotrzeć tramwajem nr 6”), jak i tych wymaganych od uczniów w szkole w miarę realizacji tzw. programu nauczania z poszczególnych przedmiotów (np. „6x8=48” czy „człowiek jest ssakiem”). Wiadomości te składają się na tzw. „wiedzę ogólną”, a ich przyswojenie jest podstawą pojmowania świata. Tworzą one również aparat pojęciowy i dopiero w dalszej kolejności mogą być wyzyskiwane twórczo. Merkury symbolizuje też poddawanie informacji logicznej obróbce i systematyzacji, jednak bez ich oceniania i wartościowania. Proces ten kojarzy się z pracą neuronów i budowaniem siatki połączeń między nimi. Liczą się suche fakty, a także detale i szczegóły, które kiedyś przecież mogą się do czegoś przydać. Tu na ogół jeszcze nie trzeba za wiele rozumieć – często wystarczy uczenie się na pamięć. To w jakimś sensie bezrefleksyjna i mechaniczna część pracy naszego mózgu, czasami niejako „bezmyślnie” operującego dostarczonymi mu danymi. Merkurowe informacje utrwalają się dzięki regularnym powtórkom. W efekcie powstaje swoisty „szkielet z wiedzy” – im więcej „wiadomości bazowych” wchłoniemy, tym szkielet ten jest solidniejszy i wytrzymalszy, i tym łatwiej podda się nadbudowie.

Nie bez powodu Jowisz przestawiany jest w astrologii jako antagonista Merkurego. Planeta ta patronuje przecież nie tyle zdobywaniu informacji, co wyciąganiu daleko idących wniosków z posiadanych już danych, kreatywnemu tworzeniu całych systemów wiedzowych, uogólnianiu oraz formułowaniu teorii i reguł. Unika konkretu, za to chętnie odwołuje się do abstrakcji. Jowiszowa aktywność to główne źródło wspomnianej wyżej nadbudowy. Nie ma jednak efektywnej pracy Jowisza bez „wiadomości bazowych” i „szkieletu z wiedzy” stworzonego przez Merkurego. Sam Jowisz bardzo łatwo bowiem prowadzi nas na manowce nadmiernego teoretyzowania, oderwania od rzeczywistości, idealizacji i huraoptymizmu. O krok dalej idzie Uran, dostrzegając związki między rzeczami i zjawiskami  intuicyjnie, na zasadzie genialnego przebłysku. Jeszcze inaczej przedstawia się sprawa z Neptunem, który opierając się na dziwacznej wizji i niewyjaśnialnym przeczuciu, z punktu widzenia Merkurego, a nawet Jowisza czy Urana nie wiedzieć czemu zawsze jakoś wyciąga właściwe wnioski z niedostatecznych przesłanek.

Kłopot z dzisiejszą maturą z języka polskiego polega na tym, że egzamin w nowej formule właściwie przestał sprawdzać to, co w procesie edukacji – przynajmniej na poziomie przedakademickim – moim zdaniem najważniejsze: mianowicie ów merkurowy poziom „wiadomości bazowych” abiturienta. Matura z polskiego – zarówno pisemna, a już szczególnie ustna – polega na omówieniu dołączonego do zadania tekstu oraz na odnalezieniu i choćby pobieżnym scharakteryzowaniu dwóch, góra trzech innych przykładów tzw. „tekstów kultury”, w których wystąpił podobny problem lub motyw. Przy czym owym „tekstem kultury” w rozumieniu Centralnej Komisji Egzaminacyjnej wcale nie musi być tekst literacki, nie mówiąc już o ambitnej lekturze. Może to być plakat, film nie najwyższych lotów, telewizyjny sitcom czy blog modowy – o ile tylko uczeń potrafi zręcznie wpisać go w otrzymany temat. Nieznacznie tylko rzecz upraszczając, można powiedzieć, że wystarczy, jeśli na przykład odnajdzie dwa inne utworu, w których podobnie jak w „Ludziach bezdomnych” ukazany został problem samotności bohatera, by egzamin zakończył się pozytywnie, przy czym w grę wchodzą także telenowele, a nawet zasłyszane w dzieciństwie baśnie Andersena. Niestety to nie żart. W rezultacie pomyślnie zdana matura z polskiego nie zawsze już świadczy o wiedzy i umiejętnościach, które to uczeń zdobywał przez 12 lat szkolnej edukacji. Częściej dowodzi jedynie z ogólnej inteligencji czy sprytu maturzysty. Merkurowy konkret schodzi na dalszy plan – bardziej liczy się zaś jowiszowa kreatywność, uraniczny refleks czy wręcz neptuniczna ściema.

Z punktu widzenia astrologii sedno problemu tkwi w tym, że nawet jeśli teoretycznie polecenie maturalnie wymaga rozwiązania jakiegoś problemu o charakterze jowiszowym (i słusznie, bo w końcu to egzamin dojrzałości), to wytyczne egzaminacyjne wcale nie zakładają, że uczeń koniecznie musi zrobić to w oparciu o konkretną merkurową wiedzę. Może swobodnie ominąć poziom merkurowy i bez poważniejszych konsekwencji dla oceny od razu przeskoczyć do poziomu jowiszowego lub nawet neptunicznego. Nie ma przecież potrzeby zagłębiania się w temat, schodzenia do poziomu konkretu, przypominania sobie tzw. wiadomości o epoce stanowiącej kontekst do rozważań, analizowania wydarzeń w utworze i wynikających z nich zawiłości postaw życiowych bohaterów, przyporządkowania tytułów, nazwisk autorów i imion postaci  - jednym słowem tego wszystkiego, co było istotą starej, poczciwej matury i co niestety uznane zostało za niepotrzebne zaśmiecanie pamięci.

Nietrudno dojść do wniosku, że tak skonstruowana matura nie sprawdza jak przed laty przydatności absolwenta do podjęcia nauki na uczelni wyższej, gdzie teoretycznie powinien już stykać się głównie z jowiszowymi zagadnieniami ogarnialnymi tylko dzięki dobremu opanowaniu funkcji merkurowych. Kiedyś przejście przez sito egzaminacyjne było sprawdzianem przede wszystkim wiedzy merkurowej właśnie i prawdziwą przepustką na wyższy szczebel – czyli do świata Jowisza – na którą trzeba było zapracować. Zdanie matury dawało też przyzwolenie i zarazem stanowiło względną gwarancję na sensowne operowanie wiedzą na poziomie uranicznym (a nawet neptunicznym) bez nadmiernego ryzyka błędów i wypaczeń spowodowanych ignorancją wobec Merkurego. Tymczasem rzeczą naturalną stało się, że umysł dzisiejszego studenta bywa nie dość wyćwiczony mozolnym zdobywaniem wiedzy, jej żmudną obróbką, szukaniem powiązań między danymi. Taki przeskok   intelektualny może być szkodliwy zarówno dla osoby wchodzącej w dorosłe życie, jak i dla rozwoju nauki, gdyż w zasadzie uniemożliwia bezpieczne i produktywne buszowanie po królestwie wyższej edukacji.  

Jakby tego było mało na rozprzężenie w systemie maturalnym nakłada się jeszcze problem uranicznego podchodzenia do wiedzy i informacji przez pokolenie „cyfrowych tubylców”. Ale to już temat na kolejny wpis.

Podziel się :)

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że jesteś! Bardzo chętnie poznam Twoje zdanie, ale jako administrator strony zastrzegam sobie prawo do usuwania wszelkich obraźliwych i niezgodnych z prawem wypowiedzi.