środa, 5 lipca 2017

Jest aspekt czy go nie ma? - czyli jak pogodzić podejście współczesne z klasycznym

🌟🌟🌟
Aspekty planet
Kiedyś nie miałam takich dylematów. Przez wiele lat sprawa była prosta, a wszystkie dostępne na rynku podręczniki astrologiczne zgodnie odnosiły się do tej kwestii. Pod uwagę należało brać tylko i wyłącznie odległość kątową pomiędzy badanymi obiektami przy uwzględnieniu dopuszczalnych  orb, to jest: 
⏩ odległość 0 stopni  = koniunkcja  (orba do 7, rzadziej do 8  stopni )
⏩ odległość 30 stopni = półsekstyl (orba 1-2 stopnie)
⏩ odległość 60 stopni = sekstyl  (orba do 4 stopni)
⏩ odległość 90 stopni =  kwadratura ( orba do 7 stopni)
⏩ odległość 120 stopni = trygon (orba do 7 stopni)
⏩ odległość 150 stopni = kwinkunks (orba  1-2 stopnie)
⏩ odległość 180 stopni =  opozycja  (orba do 7 stopni)

Na początku lat 90-tych, gdy zaczynałam uczyć się astrologii, rządził niepodzielnie nurt humanistyczny, zaś poszukiwanie aspektów utożsamiane było z prostą kalkulacją według powyższego wzorca. Przyznaję, że znacznie ułatwiało to sprawę: na przykład Słońce w 10stopniu 16’ Wodnika, a Księżyc w 16 stopniu 59’ Byka – jest kwadratura, ale już gdy Merkury był  w 18 stopniu 5’ Bliźniąt, zaś Jowisz w 25 stopniu 36’ Wagi – trygon nie zachodził. 
Trzeba dodać, że w epoce przedkomputerowej mocno wpisywało się w praktykę astrologiczną, gdyż sporządzenie horoskopu równało się pracy obliczeniowej z kalkulatorem i tablicami logarytmicznymi w ręku.  Tak więc wykonanie kilku więcej operacji matematycznych, by  następnie odręcznie wpisać do narysowanej wcześniej  tabelki  symbol odpowiedniego aspektu, miało niewątpliwie swój urok. 
Co prawda zdarzało się, że zachodziłam w głowę, jak działać może na przykład aspekt opozycji, który wykryłam u mojej koleżanki pomiędzy Księżycem leżącym na 29 stopniu Skorpiona a Jowiszem znajdującym się w 0 stopniu Bliźniąt, gdyż  relacje między znakiem Skropiona i Bliźniąt w jej horoskopie nijak nie wskazywały na  konflikt typu przyciąganie-odpychanie typowy dla opozycji, ale „aspekt przecież zachodził” i kropka. Astrologia współczesna wciąż miała się dobrze i szybko rozwiewała tego rodzaju wątpliwości. W takich sytuacjach z pomocą przychodziły na przykład kolejne podręczniki astrologiczne piszące o „kwadraturach mających naturę trygonu” bądź o „opozycjach o właściwościach kwinkunksu” (takiż wykryłam właśnie w horoskopie tej koleżanki). Tak więc  jeszcze kilka lat temu byłam zdeterminowana, by bronić tezy, że mój Księżyc leżący na 24 stopniu Strzelca tworzy siedmiostopniowy trygon z Marsem znajdującym się w 1 stopniu Panny. Dziś całkowicie odeszłam od tego przekonania.
Renesans astrologii klasycznej, z którym mamy obecnie do czynienia, gruntowanie zmienił moje podejście do aspektów. To między innymi dzięki książce Johna Frawleya  pt. „Astrologia rzeczywista”  – nota bene moim zdaniem w niektórych miejscach dosyć kontrowersyjnej – nareszcie zrozumiałam, czym jest aspekt!  Choć nadal  nie należę do fanów nurtu tradycyjnego w astrologii, dotarło do mnie, że kierując się wskazówkami z podręczników wykładających tzw. astrologię współczesną (czyli humanistyczną), w tym temacie zwyczajnie błądziłam, a reguły obowiązujące w starożytności wydały mi się znacznie logiczniejsze, a co najważniejsze – działające! Wtedy nadszedł czas na odważną refleksję na tym, czym jest aspekt, kiedy zachodzi, jakie aspekty w ogóle brać pod uwagę i oraz jakie orby stosować w astrologicznej praktyce. 

Czy i jaki aspekt zachodzi?
 Istnienie aspektu bądź jego brak nie zawsze ma wiele wspólnego w rzeczywistą odległością kątową dwóch obiektów, lecz wiąże się przede wszystkim z teorią żywiołów i jakości. Przy rozstrzyganiu tej kwestii biorę pod uwagę nie tyle suche wyliczenia matematyczne, ale żywioły i jakości badanych obiektów - to one i zależności miedzy nimi decydują o tym, czy oraz jakim aspektem mamy do czynienia. Rozumowanie to obrazuje poniższa tabelka:

Żywioł i jakość badanych obiektów
Ten sam żywioł
Komplementarny żywioł
Inny żywioł
Ta sama jakość
Koniunkcja
Opozycja
Kwadratura
Inna jakość
Trygon
Sekstyl
Kwinkunks, półsekstyl
 Z czego wynika takie podejście do sprawy i dlaczego jest ono sensowniejsze niż wskazówki podawane przez podręczniki do astrologii humanistycznej? Otóż:

1.  Obiekty w tym samym bądź pokrewnym żywiole (tj. woda i ziemia, ogień i powietrze) są do siebie mniej lub bardziej podobne i dlatego działając, w sposób naturalny wspierają się nawzajem. Stąd też ich współdziałanie w horoskopie będzie zawsze spójne i przybierać może ono postać tylko tzw.  aspektów harmonijnych.  Co więcej to właśnie kompatybilność żywiołów  stanowi podstawę teorii, że sekstyle, trygony, wiele koniunkcji, a nawet opozycje są aspektami konstruktywnymi, mającymi  w sobie potencjał zgodnej współpracy. Obiekty będące w tym samym bądź podobnym żywiole nigdy nie tworzą zatem kwadratury, półsekstylu czy kwinkunksu, choćby nawet były oddalone od siebie o dokładnie 90, 30 czy 150 stopni. 

2Obiekty posadowione w horoskopie w konfliktowych wobec siebie żywiołach (np. woda + ogień lub powietrze, ziemia + ogień lub powietrze) mają zupełnie inną naturę i nie są w stanie zgodnie współpracować, dlatego siłą rzeczy nie pomagają sobie i mogą tworzyć wyłącznie nieharmonijne aspekty (kwadraturę, kwinkunks, ewentualnie półsekstyl). Nigdy nie tworzą natomiast koniunkcji, sekstyli, trygonów czy opozycji.

3Paradoksalnie obiekty mające tę samą jakość (kardynalną, stałą kub zmienną) -  niezależnie od pokrewieństwa żywiołu lub jego braku – wykazują zadziwiającą skłonność do wchodzenia ze sobą w konflikt. To tak jakby dublowanie się jakości powodowało powstawanie swoistej mieszanki wybuchowej.  Typowym przykładem takiej sytuacji jest aspekt kwadratury. Dotyczy to także opozycji  (która z racji współpracy tworzących ją żywiołów jest aspektem potencjalnie bardziej harmonijnym, zaś ze względu na tę samą jakość jednocześnie nieharmonijnym) oraz niektórych koniunkcji, w których to „zlanie się w jedno” energii  tego samego żywiołu i jakości przynosi nieraz piorunujący efekt.

Powyższe ujęcie całkowicie rozwiązuje też problem rzekomego istnienia „opozycji o naturze kwinkunksu”, jak np. u mojej koleżanki z Księżycem pod koniec znaku Skorpiona ( woda jakości stałej)  i Jowiszem na początku Bliźniąt ( powietrze jakości zmiennej) – pomimo że obiekty te od siebie dzieli książkowe 181 stopni, aspekt opozycji nie zachodzi. Podobnie rzekomy „trygon o naturze kwadratury” pomiędzy moim Marsem w ziemskiej, zmiennej Pannie a Księżycem w ognistym, zmiennym Strzelcu mógłby być co najwyżej kwadraturą.   

Co z aspektami małymi ?
Przyznam, że nie jestem wnikliwym badaczem tzw. aspektów małych. Zasadniczo biorę pod uwagę jedynie aspekty duże, tzw. ptolemejskie. Wśród aspektów keplerowskich nieuwzględnianych  w astrologii klasycznej  interesuje mnie kwinkunks i ewentualnie półsekstyl – oba przy zachowaniu bardzo ścisłej, bo właściwej jednostopniowej orby ( z zastrzeżeniem punktu 3 dotyczącego orb). 

Jakie orby stosować?
1. Moim zdaniem zdecydowanie warto powrócić do starożytnych korzeni jeśli chodzi o szerokość orb. Astrologia współczesna spłycając teorię aspektów do matematycznych kalkulacji, powiązała orby z typem aspektu. Tymczasem w astrologii klasycznej orba uzależniona była od ciała niebieskiego, które tworzy aspekt, a nie od tego, czy jest to koniunkcja, kwadratura czy też sekstyl! Co więcej  astrologia humanistyczna przyznała aspektom (i to tylko niektórym!) maksymalnie ośmiostopniową orbę, której należało się trzymać z aptekarską niemal dokładnością. Nic więc dziwnego, że kiedyś dziesięciostopniowa kwadratura wydawała mi się niedorzecznością, a dwunastopniowa koniunkcja absolutnie nie mieściła się w głowie. Obecnie jednak z pokorą przyjmuję rozwiązania zaproponowane przez antycznych astrologów i sama praktykuję następujące podejście do orb: 

aspekty do Słońca i Księżyca – orba do ok. 12 stopni dla koniunkcji i do ok. 10 stopni dla pozostałych aspektów
⏩ aspekty do planet osobistych i osi (do Merkurego, Wenus, Marsa, ASc, MC) – orba do ok. 8 stopni 
⏩ aspekty  do planet społecznych (do Jowisza i Saturna) – orba do ok. 7 stopni
⏩ aspekty planet pokoleniowych (do Urana, Neptuna, Plutona) – orba do ok. 5 stopni 

2.  Wyraz „około” tuż obok maksymalnego zakresu orby nie jest przypadkowy. Po pierwsze dlatego że, jak mawiał Leszek Weres,  jednak „astrologia to nie apteka, ani nie piekarnia”. Po drugie dlatego, że orba to nie wydzielony odcinek „od –do” , ale swoisty pas transmisyjny dla energii planetarnych. W miarę oddalania się od siebie dwóch obiektów wymiana energetyczna zapewne powoli słabnie, ale trudno uchwycić moment, w którym całkowicie ustaje. Poza tym, czy moment nastania absolutnej ciszy i obojętności, która powstawałaby między oddalającymi się od siebie aspektowanymi punktami tak naprawdę w ogóle istnieje? Nim dłużej zajmuję się astrologią, tym mniej rygorystycznie podchodzę do wszelkich granic dotyczących oddziaływań astrologicznych  (patrz punkt poniższy).

3. Bardzo przekonuje mnie teoria wywodząca się z astrologii klasycznej, która mówi o tym, że tak naprawdę zachowanie orby między obiektami wskazuje jedynie na zaistnienie szczególnie silnego oddziaływania, które wcale nie kończy się tuż po jej przekroczeniu. Otóż planety znajdujące się w tym samym znaku zodiaku w pewnym sensie zawsze będą  ze sobą w czymś w rodzaju koniunkcji, gdyż mają identyczny sposób działania, dzięki czemu chcąc nie chcąc wspierają się (lub ze sobą rywalizują,  dysponując podobnymi narzędziami), nawet jeśli jedna z nich jest na 0 stopniu znaku, a druga aż na stopniu 29. Także Mars na 1 stopniu Byka zawsze tworzyłby trygon z Saturnem będącym w 29 stopniu Koziorożca (luźniutki, ale jednak), gdyż - jak mawiali starożytni – planety wciąż „widzą się” i są do siebie przychylnie nastawione. Analogicznie Wenus w 2 stopniu Barana nieuchronnie będzie w konflikcie znamionowanym przez kwadraturę  z każdym obiektem znajdującym się w znaku Raka czy Koziorożca – tak lezącym na początku, jak i na końcu tych znaków, ponieważ energie te są niezgodne i prędzej czy później zaczną sobie przeszkadzać.  Wreszcie relacje Wenus z Wadze i Marsa w Rybach w czyimś horoskopie zawsze będą miały naturę kwinkunksu, wywołując kwinkunksowe problemy. Uważam, że podejście takie pozwala na szersze spojrzenie na każdy horoskop oraz na traktowanie go bardziej całościowo. 

Na końcu muszę się przyznać do swojej słabości w konsekwentnym stosowaniu opisanych tu zasad. Otóż z wielkim trudem przychodzi mi zastosowanie ich  do … sekstylu. Tu  duch astrologii humanistycznej, w którym zostałam ukształtowana i który każe traktować sekstyl jako aspekt „nieco mniejszy” trzyma się dobrze.  Dla sekstylu jak na razie niezmiennie  przyjmuję  orbę do … 4 stopni, niezależnie od tego, czy mowa o Słońcu, Księżycu, czy o Plutonie.   

Podziel się :)

5 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli chyba nie mam opozycji Marsa do Jowisza. Mars u mnie jest w Wadze 14 stopień, a Jowisz w Baranie w stopniu 23. Jeszcze mi program wyliczył, że mam trygon Merkurego do Księżyca, a Merkurego mam w Skorpionie 1 stopień, a Księżyc 25 stopień Wodnika:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Faktycznie troszkę za dużo jak na opozycję, w którą nie jest zaangażowane Słońce ani Księżyc (wtedy margines tolerancji jest odrobinę szerszy). Co do pozostałych aspektów - takie są niestety rezultaty liczenia przez maszynę która patrzy tylko na liczby. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że jesteś! Bardzo chętnie poznam Twoje zdanie, ale jako administrator strony zastrzegam sobie prawo do usuwania wszelkich obraźliwych i niezgodnych z prawem wypowiedzi.